lut 20 2016

Czy Walentynki to "różowa tandeta"?...


Komentarze: 0

Nie wiem, naprawdę nie wiem, kto wpadł na to, że te wszystkie walentynkowe gadżety, rozmaite poduszeczki, kubeczki, karteluszki, serduszka i setki innych duperelków mają mieć różowiutki, niczym Barbie, kolorek. Przecież człowieka od razu na wymioty zbiera, gdy obejrzy sobie kilka takich słodkich cacuszek leżących rządkiem na paru półkach. Bo Walentynki idą... Bo Dzień Zakochanych... Bo tradycja...

 


Guzik tam nie tradycja. Wszak Walentynki wcale nie tak dawno się pojawiły. O tradycji możemy mówić, gdy coś trwa wiek, dwa, trzy... Ale nie kilka, kilkanaście lat. W ogóle, kto to wymyślił? Dzień Zakochanych! Phi!

Durna moda na wszelkiego rodzaju „dni”! Dzień Strażaka, Dzień Kobiet, Dzień Dziecka, Dzień Teściowej, dzień tego, dzień tamtego. Kociokwiku dostali, czy jak? Każdy chce mieć swój dzień, że niby nie gorszy jest od innych. I zakochani też stwierdzili, że chcą mieć swój dzień. I im się dostał 14 lutego. W sumie chyba bardziej nietrafionej daty być nie mogło. Połowa najzimniejszego miesiąca. Też wymyślili! Od wieków fale uniesień sercowych kojarzone są z wiosną, a tutaj nagle święto miłosne w samym środku zimy. Dobrze, powiedzmy tam, że może i jest patronem ten św. Walenty, a imieniny tegoż przypadają akurat w ten dzień i innego wyjścia nie było... Niech tam im będzie. Dla mnie to paradoks i tyle...
 Owszem, może i co poniektórzy gust dobry mają i tego nie kupią, ale jak słyszę na ulicy: „o, jakie śliczne i słodkie” to mi się coś wewnątrz przewraca. Jak można się takim badziewiem zachwycać? Ani to gustu nie ma, ani najczęściej porządnego wykonania. A kupione i wręczone tzw. drugiej połówce (nieważne, właściwa już, czy jeszcze nie) stanowić ma niby dowód miłości? Śmiech mnie ogarnia. Gorzki jednakże... Dlaczego?

Otóż okazuje się, że nieważne jest, coś człowieku przez cały rok robił, jaki był, jak się zachowywał itd. Jeśli odmówi się kupienia „czegoś” w ten akurat dzień, to jest to równoznaczne z wykrzyczeniem głośnym „Już cię nie kocham!”. Może nie wszystkie kobiety tak do tego podchodzą, ale widziałam dosyć, by stwierdzać, że zaczyna być to ogólnie obowiązującą normą. Jest Dzień Zakochanych, te różowe Walentynki i masz coś kupić, żeby pokazać, że kochasz, że pamiętasz.

Spróbuj, człowieku zapytać, co Ty dostaniesz na Walentynki... Oj, jakże często spotyka się reakcję zwrotną: „to ja ci już nie wystarczę?”. Nie raz i nie dwa słyszałam takie zdanie. Tutaj podpieram się obserwacjami i doświadczeniem innych. Ale próbuj samemu tak kobiecie odpowiedzieć – równoznaczne jest to ze śmiertelną obrazą i standardowym „już mnie nie kochasz”, podlanym łzami. Taka mentalność Kalego: jak Kalemu dawać to dobrze, jak Kali musieć dawać to już źle. Tak, wiem, czepiam się może teraz, odrobina zgorzknienia przeze mnie przemawia, ale w końcu wolność słowa i wypowiedzi mamy..
To nie jest dzień, w którym udowadnia się miłość. Miłości nie można udowodnić jednym plastikowo różowym podarunkiem. Ten dzień to nic innego, jak kolejna marketingowa machina, nabijacz kabzy wszelkim przedsiębiorcom, którzy wyczuli dobry interes. Dodatkowo podlany medialnym sosem, napędzającym ową sprzedaż. Ale ludzie to łykają. I kupują, kupują, kupują...

 


I jakoś to nic wspólnego – moim zdaniem – z miłością (tą prawdziwą!) nie ma... Gorzko taki wniosek smakuje, oj gorzko..

Jolina   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz