Najnowsze wpisy, strona 2


sty 10 2016 I tak sobie myslę...
Komentarze (0)

Chciałabym zatrzymać świat.Tak,by juz nic więcej nie wydarzyło się.
Wszyscy stanęli by w miejscu z otwartymi ustami,ze łzami w oczach,ścisnięci w objeciach,
z grymasem bólu na twarzach...
Chodziła bym miedzy nimi i próbowała bym zgadnąć czy ta kobieta z pieskiem bedzie zadowolona,ze więcej na spacery chodzic nie musi.
Czy ten grubt facet zezłościł by sie,że nie dano mu dokończyć hamburgera.
Czy ta mloda dziewczyna podziękowała by mi,że chłopak nigdy
nie wypuści jej z ramion...
Spacerowała bym sobie bez celu ,bez pospiechu,nerwów,strachu,spojrzeń,dotyków...
I nigdy nic by się nie stało...

Jolina   
sty 10 2016 W pudełku mam kredki...Są one w kolorze...
Komentarze (0)

Kocham nasze wygłupy. Kocham opowiadać głupie żarty, z których śmiejesz się nawet wtedy gdy nie są śmieszne. Kocham kiedy jestem smutna, a Ty robisz wszystko żeby mnie rozśmieszyć. Kocham nasze bitwy na poduszki, uśmiechy, spojrzenia i pocałunki. Kocham nasze dłonie splecione, gdy jesteśmy razem. Jednak jest pewna rzecz której nie kocham, wręcz nienawidzę - nienawidzę tego, że to się może kiedyś skończyć.

Jolina   
sty 10 2016 Kiedyś tak było...
Komentarze (0)

Jak byłam mała to miłość znaczyła dla mnie tyle, co gdzieś znaleziona stokrotka, która potem zwiędła, prawie nic. Miłość to była mama i tata, ken i barbie, książę i królewna. Kiedy ktoś się całował, robiłam śmieszną minkę, mówiłam "fuuj" i odwracałam głowę. Nie śniłam o niej, nawet nie myślałam. Nie chciałam, żeby jakiś chłopak mnie przytulał. Ważniejsze było układanie mebli w domku dla lalek i skakanie po kałużach...

Jolina   
sty 10 2016 Uśmiechnij się!!! Dostałam ten tekst na...
Komentarze (0)

Nowy ksiądz był spięty, bo miał prowadzić swoją pierwszą mszę w parafii. Postanowił dodać do świętej wody kilka kropelek wódki, żeby się rozluźnić, l tak się stało. Czuł się wspaniale. Gdy po mszy wrócił do pokoju znalazł list:
drogi Bracie, następnym razem dodaj kropelki wódki do wody, a nie kropelki wody do wódki. A teraz słuchaj i zapamiętaj:
- Msza trwa godzinę, a nie dwie połówki po 45 minut;
- Jest 10 przykazań, a nie 12;
- Jest 12 apostołów, a nie 10;
- Krzyż trzeba nazwać po imieniu, a nie to "duże T";
- Na krzyżu jest Jezus, a nie Che Guevara;
- Jezusa ukrzyżowali, a nie zaj**ali i to Żydzi, a nie Indianie;
- Nie wolno na Judasza mówić "ten sk**wysyn";
- Ci co zgrzeszyli idą do piekła, a nie w p***u;
- Inicjatywa, aby ludzie klaskali była imponująca, ale tańczyć makarenę i robić pociąg to przesada;
- Opłatki są dla wiernych, a nie jako deser do wina;
- Poza tym Maria Magdalena była jawnogrzesznicą, a nie k**wą;
- Kain nie ciągnął kabla, tylko zabił Abla;
- Na początku mówi się "Niech będzie pochwalony", a nie "k**wa mać";
- A na koniec mówi się "Bóg zapłać", a nie "ciao";
- Po zakończeniu kazania schodzi się z ambony po schodach, a nie zjeżdża po poręczy.
- Ten obok w "czerwonej sukni", to nie był transwestyta. To byłem ja, Biskup.
Amen!"

Jolina   
sty 10 2016 Czy Walentynki to "różowa tandeta"?...
Komentarze (0)

Nie wiem, naprawdę nie wiem, kto wpadł na to, że te wszystkie walentynkowe gadżety, rozmaite poduszeczki, kubeczki, karteluszki, serduszka i setki innych duperelków mają mieć różowiutki, niczym Barbie, kolorek. Przecież człowieka od razu na wymioty zbiera, gdy obejrzy sobie kilka takich słodkich cacuszek leżących rządkiem na paru półkach. Bo Walentynki idą... Bo Dzień Zakochanych... Bo tradycja...


Guzik tam nie tradycja. Wszak Walentynki wcale nie tak dawno się pojawiły. O tradycji możemy mówić, gdy coś trwa wiek, dwa, trzy... Ale nie kilka, kilkanaście lat. W ogóle, kto to wymyślił? Dzień Zakochanych! Phi!

Durna moda na wszelkiego rodzaju „dni”! Dzień Strażaka, Dzień Kobiet, Dzień Dziecka, Dzień Teściowej, dzień tego, dzień tamtego. Kociokwiku dostali, czy jak? Każdy chce mieć swój dzień, że niby nie gorszy jest od innych. I zakochani też stwierdzili, że chcą mieć swój dzień. I im się dostał 14 lutego. W sumie chyba bardziej nietrafionej daty być nie mogło. Połowa najzimniejszego miesiąca. Też wymyślili! Od wieków fale uniesień sercowych kojarzone są z wiosną, a tutaj nagle święto miłosne w samym środku zimy. Dobrze, powiedzmy tam, że może i jest patronem ten św. Walenty, a imieniny tegoż przypadają akurat w ten dzień i innego wyjścia nie było... Niech tam im będzie. Dla mnie to paradoks i tyle...
 Owszem, może i co poniektórzy gust dobry mają i tego nie kupią, ale jak słyszę na ulicy: „o, jakie śliczne i słodkie” to mi się coś wewnątrz przewraca. Jak można się takim badziewiem zachwycać? Ani to gustu nie ma, ani najczęściej porządnego wykonania. A kupione i wręczone tzw. drugiej połówce (nieważne, właściwa już, czy jeszcze nie) stanowić ma niby dowód miłości? Śmiech mnie ogarnia. Gorzki jednakże... Dlaczego?

Otóż okazuje się, że nieważne jest, coś człowieku przez cały rok robił, jaki był, jak się zachowywał itd. Jeśli odmówi się kupienia „czegoś” w ten akurat dzień, to jest to równoznaczne z wykrzyczeniem głośnym „Już cię nie kocham!”. Może nie wszystkie kobiety tak do tego podchodzą, ale widziałam dosyć, by stwierdzać, że zaczyna być to ogólnie obowiązującą normą. Jest Dzień Zakochanych, te różowe Walentynki i masz coś kupić, żeby pokazać, że kochasz, że pamiętasz.

Spróbuj, człowieku zapytać, co Ty dostaniesz na Walentynki... Oj, jakże często spotyka się reakcję zwrotną: „to ja ci już nie wystarczę?”. Nie raz i nie dwa słyszałam takie zdanie. Tutaj podpieram się obserwacjami i doświadczeniem innych. Ale próbuj samemu tak kobiecie odpowiedzieć – równoznaczne jest to ze śmiertelną obrazą i standardowym „już mnie nie kochasz”, podlanym łzami. Taka mentalność Kalego: jak Kalemu dawać to dobrze, jak Kali musieć dawać to już źle. Tak, wiem, czepiam się może teraz, odrobina zgorzknienia przeze mnie przemawia, ale w końcu wolność słowa i wypowiedzi mamy..
To nie jest dzień, w którym udowadnia się miłość. Miłości nie można udowodnić jednym plastikowo różowym podarunkiem. Ten dzień to nic innego, jak kolejna marketingowa machina, nabijacz kabzy wszelkim przedsiębiorcom, którzy wyczuli dobry interes. Dodatkowo podlany medialnym sosem, napędzającym ową sprzedaż. Ale ludzie to łykają. I kupują, kupują, kupują...
 

I jakoś to nic wspólnego – moim zdaniem – z miłością (tą prawdziwą!) nie ma... Gorzko taki wniosek smakuje, oj gorzko..


Jolina   
sty 10 2016 Zezowate Szczęście- Historia prawdziwa!
Komentarze (0)

Była sobie grzeczna, miła, nieśmiała dziewczynka. Starała się zawsze uśmiechać do innych ludzi, bo przecież trzeba kochać bliźniego!

Pojechała kiedyś na harcerski obóz. Jakże się cieszyła, że będzie miała takie fajne wakacje nad morzem! Hurra! W dodatku ze swoimi najlepszymi przyjaciółkami: Gosią i Anią.

Grzeczna dziewczynka dziarsko kroczyła wśród namiotów, jak zwykle z uśmiechem na ustach, gdy nagle usłyszała

- Patrzcie, jakie zezowate szczęście!


W pierwszej chwili nie zrozumiała, że to o niej.

No, zezowate szczęście, chodź do nas, powiedz, z czego się tak cieszysz!

Uciekła. Uciekając świetnie wiedziała, że to błąd, że powinna była podejść do szyderców i swoim zezującym okiem krzywo, ale odważnie spojrzeć w te kpiące gęby...

Zgodnie z przewidywaniami, od tej chwili stała się obiektem kpin już do końca HARCERSKIEGO obozu. Bez końca i bez litości wyśmiewali się z jej kalectwa. Odebrali prawo do radości. A przyjaciółki... Cóż, były odważne, bo nie przestały się z nią publicznie pokazywać... Choć nie na tyle odważne, by przeciwstawić się komukolwiek i zaprotestować przeciw wyzwiskom...

Na szczęście po trzech tygodniach wróciła do domu. Oczywiście jak zawsze nie przyszło jej do głowy, by się komuś wyżalić, bo przecież nie powinna stwarzać problemów... Nie nauczyła się być dzieckiem, które wdrapuje się na kolana i domaga uwagi, więc tym bardziej jako nastolatka swoje problemy rozwiązywała sama.

Trzy tygodnie kpin zrobiły jednak swoje; ciągle wpatrywała się w lustro ćwicząc PROSTE spojrzenia. Zaczęła powoli budować skorupkę, która miała ją chronić przed światem. Trenowała, jak śmiać się z dowcipów, które wcale nie są śmieszne, jak pokazywać ludziom, że jest twarda... Praca nad sobą nie była łatwa... Cała pewność siebie została zabita jednym zdaniem jakiegoś chłopaka:

- Patrzcie, udaje, że nie jest zyzolem!

Znowu wtedy uciekła, znowu o siebie nie zawalczyła...

Nikt jej nie bronił!

Tak właśnie dorastała. Ucząc się pewności siebie, pracując nad swoim wyglądem, nie pokazując swoich smutków...

Została nauczycielką. I bardzo wcześnie - dyrektorką szkoły. Czasami jeszcze zerkała w lustro i widząc, że nadal jest tą zezowatą, przestraszoną dziewuszką, zamykala się w sobie, kurczyła wewnętrznie, przestraszona... Ale zdarzało się to coraz rzadziej. Zanurzyła się w pracę. Szkoła była jej życiem. Z pasją zarażała ludzi ideą nadania imienia, chciała tyle zmienić i... udawało się! Sukces! Wielkie święto szkoły przebiegło wspaniale! Co prawda koleżanki dyrektorki za mniejsze osiągnięcia otrzymywały nagrody, ale przecież ona, niepoprawna idealistka, nie pracowała dla nagród! Czuła, że dzieciaki są szczęśliwe i to jej wystarczało.

Głupia...

Kiedy burmistrz poprosił ją, by zgodziła się pokierować szkołą, której potrzeba pomocy, zgodziła się szybko, bo lubiła wyzwania.

Mogła spokojnie grzać pewną posadkę, ale nie, ona ciągle musiała sobie udowadniać, jaka to jest twarda, jaka potrzebna... I po wakacjach pracowała już w innej szkole. Właściwie po jakich wakacjach???? Urlop spędziła na porządkowaniu nowej szkoły, na wywożeniu kilku przyczep zwyczajnych śmieci, którymi zawalone były klasy, strych, biblioteka... Trzeba też było wytłumaczyć sprzątaczce, że nie wystarczy machać szczotką, że w szkole przede wszystkm musi być czysto!!!

Rozpoczął się nowy rok szkolny. Ona, jak od lat, nie zrażała się problemami finansowymi, znalazła sponsorów, szybko doprowadziła do remontu. Potem namówiła rodziców, by utworzyli stowarzyszenie, by zgodzili się na likwidację szkoły i przejęli ją do prowadzenia. Szkoła została placówką niepubliczną. Ona nadal nią kierowała. Miała wizję, że przemęczy się z nauczycielami mniej zarabiając, a za kilka lat, gdy nie zabraknie determinacji, zaangażowania w pracę, pasji pojawi się też sprawiedliwa płaca! Wierzyła w prostą zasadę - za solidną pracę MUSI przyjść nagroda! Jeżeli szkoła będzie WYSOKIEJ JAKOŚCI to po prostu sukces jest nieunikniony!

Niestety, tym razem nie usłyszała ostrzegawczego : "Patrzcie, jakie zezowate szczęście!"

Jolina   
sty 10 2016 Są w życiu chwi­le, gdy myśli się, że...
Komentarze (0)

Dziś człowiek tak często nie wie, co no­si w so­bie, w głębi swej duszy, swe­go ser­ca. Jak często jest niepew­ny sen­su swe­go życia na tej ziemi. Ogar­nia go zwątpienie, które prze­radza się w rozpacz. 

Jolina   
sty 10 2016 Piąta pora roku.
Komentarze (0)

Piąta pora roku. Pora naszych tęsknot i marzeń. Ukryta gdzieś między naszymi oddechami, między palcami, które łączy więcej niż ktokolwiek zdoła zrozumieć. Między, ustami, które dzielą kilometry a telefon nie rozumie.
       Piąta pora roku - bardziej elastyczna od nas samych, bardziej zjesieniała od jesieni, a taka zielona.
       Piąta pora roku - niewiele ma wspólnego z rokiem, czasem czy pogodą. Nie zależy ani od słońca, ani od deszczu, ani od śniegu. Nie ma na nią wpływu niskie czy wysokie ciśnienie atmosferyczne. Przychodzi, gdy otwieram drzwi twojego pokoju i widzę, że wszystko tęczowieje, jaśnieje i wtedy wiem, że żyjemy dla siebie.
Że za chwilę wszystkie zielone i te już całkiem zjesieniałe słowa owiną nas ciepłem i że za oknem przestanie istnieć świat. Spełnią się wszystkie marzenia o zrozumieniu i byciu potrzebnym.
Jest wszystkim, co mam. Przychodzi bardzo rzadko i jej brak tak boli.
       Piąta pora roku, pora naszych tęsknot i marzeń. Ukryta gdzieś między naszymi oddechami, między palcami, które łączy więcej niż ktokolwiek zdoła zrozumieć. Między, ustami, dla których słowa mają większe znaczenie niż pocałunki, naruszające świętość. Między ustami, które dzielą kilometry a telefon nie rozumie..... I nie potrafi połączyć.

 

Każdy z nas ma jakiś tam raj.Taki zupełnie mały gdzieś między sercem a duszą. Wychodzący poza ramy czasu: jak piąta pora roku, 13-nasty miesiąc, jak pełnia dnia tuż przed świtaniem. Ukryty przed zgiełkiem miast. Zupełnie nierzeczywisty, piękny.
Ja taż mam swój. Gdzieś między wszystkimi porami roku, które jak kierunki świata zaglądają, każda przez inne okno.
Stoi taki mały, gęsto opleciony bluszczem jak nadzieją.
Zbudowałam go w tej części serca, która opiekuje się marzeniami.
Ma zielone okna i drzwi, drewniane podłogi, skrzypiące schody, stare wiklinowe meble i kwietniki. Z każdej strony wyrastają kwiaty. Zieloną poświatą wdzierają się w najciemniejsze zakamarki, w najsmutniejsze serca. Mój dom ŻYJE.
Słowo cisza nie ma w nim racji bytu, choć spokój nie jest mu obcy.

Jolina   
sty 06 2016 Na­wet w naj­gor­szej sy­tuac­ji można...
Komentarze (0)

Co można naz­wać sztuką i szczy­tem zna­jomości sa­mego siebie oraz na prawdę op­ty­mis­tycznie nas­ta­wione­go do życia człowieka?! - umiejętność pop­ra­wienia so­bie hu­moru ... sa­mym sobą, co niewiele osób potrafi! 

 

Poczuć się szczęśli­wym tzn :
wzruszyć się każdą kroplą deszczu, usłyszeć szum wiat­ru,
przeżywać każdą z chwil gdy na naszej twarzy po­jawia się coś
co na­zywa­my uśmie­chem..pa­mietać chwi­le gdy ser­ce moc­niej bi­je..
biec pod ma­lino­wym niebiem..ciągle przed siebie..
bo prze­cież nie można biec do przo­du pat­rząc w tył
.a jeśli zde­cydu­jemy się na ta­ki sposób biegu..o wiele ut­rudni­my so­bie życie..
Praw­da jest ta­ka że ludzie jeśli chcieli­bybyć szczęśli­wym by­liby..
wys­tar­czy isc przez życie z op­ty­mis­tycznym po­dejściem..nies­te­ty w dzi­siej­szym swiecie jest tak
że ludzie na­wet ma­jac wszyzstko co im pot­rze­ba znajdą powód by po­narze­kać..
szu­kamy pecha tam gdzie go niema.. cho­roba cy­wili­zacyj­nej ab­strak­cji..XXI w. 

Jolina   
sty 06 2016 Zbliza się pomalutku Boże Narodzenie...
Komentarze (0)

Idzie zima pada śnieg, za oknami widać biel, dzieci bawią się śnieżkami, a wróbelki ziarenkami. Za oknami stoi coś, to bałwanek życzy Ci zdrowia i miłości pod jemiołą szczęśliwości. Gwiazdka świeci, szczęścia moc, bo Mikołaj prezentami Cię obdarzy. W Nowym Roku szczęścia i spełnienia marzeń.

Jolina   
sty 06 2016 Deszczowe dni...
Komentarze (0)
O ile świat byłby piękniej­szy, gdy­by ludzie za­miast oce­niać po­wie­rzchow­nie smu­tek sza­rych, deszczo­wych dni, wniknęli w piękno je­go kropel.
Je­sień po­woli nas do­gania. Spa­dające liście, deszczo­we zim­ne dni i je­sien­na chan­dra. Zim­ne ran­ki, po­połud­nia i dnie w dłoni z kub­kiem gorącej kawy.
Na wszys­tko przychodzi czas i pora.
Jolina   
sty 06 2016 Moje radości.
Komentarze (0)

Cza­sem mam ta­kie na­pady "co byś zro­bił gdy­byś mnie te­raz widział?" I pop­ra­wiam włosy, za­mykam oczy i wyob­rażam so­bie, że jes­teś obok. Uśmie­cham się do Two­jego od­bi­cia w mo­jej wyob­rażal­ni, niemal czuję Twój do­tyk. Mo­je ser­ce jest tak pełne ra­dości, że niemal czuję jak­bym miała wybuchnąć. 

 

W moim ser­cu jest ta­ka ma­lut­ka świe­czuszka. Źli ludzie próbują ją wciąż zdmuchnąć.
Ona nie zgaśnie. Dob­rzy ludzie mi ją da­li. Oni ją za­pali­li.
To dzięki niej znaj­duję miłość, ra­dość, dob­roć, nadzieję, siłę. Dzięki niej żyję. Dzięki niej jes­tem. Dzięki niej i Wam, drodzy przy­jaciele, wy­ciągnę rękę do wro­ga i od­dam mu ją. Ja już jej nie pot­rze­buję. Bo mo­je ser­ce jest już jak ta­ka świe­czka. Wie­cznie płonąca świe­czka.

Jolina   
sty 06 2016 **************
Komentarze (0)

Zawiązali mu oczy. Kazali otworzyć usta.
 Miał smakować i mówić co
to jest. Jeśli odgadnie za każdą
 poprawną odpowiedź dostanie rok więcej życia.

-Słodkie. - padła pierwsza odpowiedź.
-A co to może być? - bo nie określił czym jest owa słodycz.
-Hmm...landrynka?
-Zła odpowiedż.To pożądanie...Podano mu następną substancję. Otworzył usta i się skrzywił.
-Gorzkie. -tym razem idąc tropem zeszłej odpowiedzi dodał - Porażka-Nie. To tylko gorczyca, ale jak widzisz dość blisko byłeś.
Następny kęs wyczekiwał ze strachem. Zadrżał, gdy w ustach znalazła się następna zagadka.-Kwaśne. Brrr - ale teraz już szukał coś pośredniego, bo zapachniało mu owocem, więc bez namysłu też tak odpowiedział.-Jabłko. To musi być jabłko i to kwaśne, niedojrzałe.
I znów padła odpowiedź go nie satysfakcjonująca
.
-To młodość..Ona jeszcze nie dojrzała,a już bywa kuszaca dla wielu...Był zły. Mógł przecież pomyśleć dłużej. Postanowił lepiej się skupić. Podano mu do ust ostatnią zagadkę.-Hmm...dziwne...tak trudno określić ten smak. Jem a jakbym nic w ustach nie miał. - Myśli biegły szybko. Co mogło być wszystkim albo niczym. Już wiedział.
-To życie
.Zgadles...Masz dodatkowy rok życia...


Obudził się w szpitalu. Żona trzymała go za dłoń i uśmiechała się czule...
 



Jolina   
sty 06 2016 Jeśli jesteś...
Komentarze (0)

Jolina   
sty 06 2016 Szcze­rość nie popłaca, ale przy­naj­mniej...
Komentarze (0)

Wszys­tkie myśli ,uk­ry­te się w Two­jej głowie to niewy­powie­dziane słowa ...
Cza­sem le­piej zat­rzy­mać je dla siebie,
cza­sem dob­rze dać im upust...
Kiedy in­ni do­wiedzą się co myślisz,
zaczną do­ceniać Cię lub nienawidzić.....
ale może praw­da lep­sza jest od nie­szcze­rego milczenia?

Jolina   
sty 06 2016 Pamiętacie swoje marzenia?
Komentarze (0)

Pa­mięta­cie, kiedy by­liście małymi dziećmi i wie­rzy­liście w baj­ki, marzy­liście o tym, ja­kie będzie wasze życie? Biała su­kien­ka, książę z baj­ki, który za­niesie was do zam­ku na wzgórzu. Leżeliście w no­cy w łóżku, za­myka­liście oczy i całko­wicie, niezap­rzeczal­nie w to wie­rzy­liście. Święty Mi­kołaj, Zębo­wa Wróżka, książę z baj­ki - by­li na wy­ciągnięcie ręki. Os­ta­tecznie do­ras­ta­cie. Pew­ne­go dnia ot­wiera­cie oczy, a baj­ki zni­kają. Większość ludzi za­mienia je na rzeczy i ludzi, którym mogą ufać, ale rzecz w tym, że trud­no całko­wicie zre­zyg­no­wać z ba­jek, bo pra­wie każdy na­dal cho­wa w so­bie is­kierkę nadziei, że które­goś dnia ot­worzy oczy i to wszys­tko sta­nie się prawdą. [...] Pod ko­niec dnia, wiara to za­baw­na rzecz. Po­jawia się, kiedy tak nap­rawdę te­go nie ocze­kujesz. To tak, jak­byś pew­ne­go dnia od­krył, że baśń może się nieco różnić od twoich wyob­rażeń. Za­mek, cóż, może nie być zam­kiem. I nie jest ważne "długo i szczęśli­wie", ale "szczęśli­wie" te­raz. Raz na ja­kiś czas, człowiek cię zas­koczy, i raz na ja­kiś czas człowiek może na­wet zap­rzeć ci dech w pier­siach.

Jolina   
sty 06 2016 Seksualnie....
Komentarze (0)

Mo­je doświad­cze­nia w dzie­dzi­nie sek­su ko­jarzyły mi się z ocze­kiwa­niami wo­bec no­wego, wspa­niałego fil­mu, o którym wszys­cy mówią i który wszys­tkich zachwy­ca. Idzie się do ki­na z wielką nadzieją, że będzie tak jak mówią. A po­tem już po wszys­tkim i człowiek wychodzi z ki­na, mrużąc oczy przed os­trym światłem - zmęczo­ny, lek­ko roz­cza­rowa­ny i zdzi­wiony, skąd ten cały szum wokół ta­kiej błahostki. 

Jolina   
sty 06 2016 Mężczyzna według nonsensopedii.
Komentarze (0)

Mężczyzna zbudowany jest z:

umięśnionych kończyn rzeźbionego torsu szerokiej szyi małego i bezużytecznego członka zwanego dumnie Wackiem. Według kobiet służy on do myślenia. kulistej nakładki na szyję, potocznie zwanej głową - by wiatr nie wpadał ot, tak do przełyku podczas konsumpcji grillowanej golonki Deszczu, Mężczyzna, Seksowny, Strugi

System odpornościowy mężczyzny jest nadzwyczaj skuteczny przeciwko:

związkom kwasów tłuszczowych z sodem - popularne mydła sodowe są nieskuteczne larwalnym stadiom człowieka - zwykle wytwarzana jest struktura obronna oddalająca prawdziwego mężczyznę od zagrożenia jakim jest dziecko, najczęściej ma formę konsoli do gier bliskim kontaktom z zaawansowanymi wiekowo (czyt. równymi w latach z mężczyzną) samicami człowieka - zwykle używa w tym celu odjazdu w siną dal z dwudziestoletnią blondynką lustrom - reakcja automatyczna - omija. Przy spojrzeniu w lustro doznaje halucynacji, najczęściej mających postać obrazu samego siebie z okresu studiów, w wyidealizowanej formie.
Muskularny, Mężczyzna, Plaża
Mężczyzna nie wstydzi się swojej fizjologii, choć większość z nich powinna. Większość mężczyzn nie wie jednak, że kobieta także takową posiada. Wbrew plotkom, mężczyzna nie posiada paranormalnej zdolności oddawania moczu w linii prostej pod wiatr. W rzeczywistości nie tylko z wiatrem, ale i w warunkach bezwietrznych charakteryzuje się zazwyczaj dużym kątem rozrzutu.
Jolina   
sty 06 2016 Je­sień to czas prze­mijające­go i spa­dające­go...
Komentarze (0)

   Stoję przy oknie, patrzę jak kropelki deszczu z wdziękiem gonią się po szybie. Ludzie gdzieś biegną depcząc kolorowy dywan liści. Pan bez parasola podciąga kołnierz. Uciekające samochody spryskują kałużami świat.
Ludzie nie lubią jesieni. Uciekają przed deszczem i wiatrem. Nie robią bukietów z barwnych liści. Nie patrzą w zachmurzone niebo. Nie potrafią cieszyć się zwyczajną niezwyczajnością jesiennych dni.

Jolina   
sty 06 2016 Co mężczyz­na przez rok ob­myślił,...
Komentarze (0)

Kobietaczłowiek rodzaju żeńskiego, wyróżnia się szczególnymi wypukłościami. Kobieta to także pasożyt męski. Często wymaga renowacji w postaci szpachli z Avonu. Zdobyta przez mężczyznę przechodzi przemianę w żonę z obligatoryjnie dołączoną teściową. Diabelska istota. Noc, ale sprawia, iż dzień (mężczyzna) jest istotą lepszą. Często wymaga resetowania – przycisk resetu w jej przypadku to jakieś ciężkie narzędzie, którego mężczyzna bez wahania powinien używać. Należy być jednak ostrożnym, ponieważ zbyt częste resetowanie może popsuć nam sprzęt i będziemy musieli go wyrzucić.

Dla kobiet nie istnieje coś takiego jak limit na karcie kredytowej. Gdy kobieta mówi Moment! lub Chwileczkę!, oznacza to zazwyczaj: Sama nie wiem kiedy, ale na pewno nie w ciągu najbliższej doby. Kobieta potrafi z pół kilometra dostrzec sukienkę na wystawie, po czym wrzucić ją do szafy i już na następny dzień twierdzić, że nie ma co na siebie włożyć. Upośledzony zmysł orientacji w obiektach wielkopowierzchniowych zamkniętych. Kobieta potrafi mieć 6 szaf ubrań i co dzień wyć, że nie ma w co się ubrać. Raz na miesiąc się psuje, ale na szczęście sama się naprawia. Z reguły cierpi na trwający pół roku ból głowy. Brak jakiejkolwiek solucji czy cracka. Są tylko dwa sposoby zarządzania kobietą... Pierwszy nie działa, drugi nie istnieje. Piękno kobiety jest wprost proporcjonalne do tego jak się podoba i odwrotnie proporcjonalne do tego jak mężczyźni się jej podobają. Piękno kobiety jest zazwyczaj odwrotnie proporcjonalne do jej inteligencji. Prędkość kobiety jest wprost proporcjonalna do prędkości otwieranych drzwi.

lub też, twoja prędkość jest wprost proporcjonalna do kwadratu prędkości chodu jej męża.

Szczęście kobiet jest odwrotnie proporcjonalne do jej masy oraz do masy, którą musi zrzucić. Wiek kobiety jest wprost proporcjonalny do czasu jaki spędza ona w łazience. Miłość kobiety jest odwrotnie proporcjonalna do możliwości posiadania danego mężczyzny. Miłość kobiety jest wprost proporcjonalna do możliwości zarobkowych jej męża. Portfel kobiety (wliczając wszelkie dobra w nim zawarte) jest (fizycznym) portfelem mężczyzny. Długość nóg jest zazwyczaj odwrotnie proporcjonalna do ilorazu inteligencji. Kobieta, której włosy nie pachną szamponem jest nieatrakcyjna.

Tematy do samodzielnej, domowej edukacji kobiety.

Cisza: ostateczna granica, której żadna kobieta nie osiągnęła. Nieznane strony bankowości: limity kredytowe/dzienne. Nieznane strony bankowości: posiadanie oszczędności. Imprezy: jak obejść się bez nowych strojów. Zarządzanie mężczyzną: prace domowe mogą poczekać do zakończenia meczu. Etykieta łazienkowa: mężczyzna również potrzebuje miejsca w szafce. Etykieta łazienkowa: jego maszynka do golenia jest jego i nie służy do golenia nóg. Etykieta łazienkowa: mężczyzna jest władcą deski klozetowej (w skrajnych wypadkach nie edukacji kobiety następuje zdemontowanie deski klozetowej). Umiejętności komunikacyjne: łzy – ostatnia deska ratunku, nie pierwsza. Umiejętności komunikacyjne: myślenie przed mówieniem. Umiejętności komunikacyjne: osiąganie celu bez brzęczenia. Bezpieczne prowadzenie samochodu: umiejętność, którą możesz nabyć. Umiejętności telefoniczne: jak odłożyć słuchawkę. Wprowadzenie do parkowania. Zaawansowane parkowanie: parkowanie tyłem. Gotowanie: powrót do bekonu, jajek i masła. Gotowanie: trzcina i torf nie są przeznaczone do konsumpcji przez ludzi. Gotowanie: jak nie narzucać swojej diety innym ludziom. Komplementy: przyjmowanie z wdzięcznością. Zespół napięcia przedmiesiączkowego: nie jego problem. Taniec: dlaczego mężczyźni tego nie lubią. Strój klasyczny: noszenie strojów, które już masz. Kurz: nieszkodliwe zjawisko dostrzegane tylko przez kobiety. Integracja prania: pranie wszystkiego razem. Olej i paliwo: twój samochód potrzebuje obu. Olej i paliwo: trzeba nalewać samemu, nie wysługiwać się płcią mądrą. Pilot do TV: tylko dla mężczyzn. Pilot do TV: płeć piękna nie powinna oglądać seriali/filmów romantycznych w czasie trwania meczu. Przygotowanie do wyjścia: zacznij dzień wcześniej. Przygotowanie do wyjścia: nigdy nie mów „Chwileczkę” albo „Jeszcze momencik”, bo mężczyzna tego nie zniesie i pójdzie sam. Kupowanie: kupuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy – żywność kupować w sklepie spożywczym, nie w ciucholandii. Handel: 1 szafa ubrań jest wystarczająca – jeśli chcesz nowych ubrań, sprzedaj stare. komputer PC:Włączanie [1] Naprawa samochodu: nie dotykać, bo bardziej zepsujesz. Mycie samochodu: tylko i wyłącznie w białym podkoszulku.
Jolina   
sty 06 2016 Historia z zycia wzięta...
Komentarze (0)

Bartek przychodził do nas do biura po swoją dziewczynę Magdę. Tak go poznałam. Był kilka lat starszy ode mnie, ciemny, wysoki brunet, wysportowany i dobrze zbudowany. Zawsze w modnych ciuchach. Od razu zwrócił moją uwagę. Niestety był zajęty. Dałam więc sobie spokój, bo przecież był facetem mojej koleżanki z biura. Wprawdzie z Magdą nie darzyłyśmy się wielką sympatią, ale nie miałam zamiaru być tą trzecią i wchodzić im w drogę. Przestałam się więc nim interesować, mimo, że samotność bardzo mi już doskwierała. Od kilku lat byłam sama. Codziennie, po pracy, wracałam do domu rodziców, i zupełnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Miałam już dość kłótni z mamą właściwie o wszystko. Miałam dość mieszkania z rodzicami i rodziną siostry. Nie miałam nawet komu się wypłakać. Była tylko praca i dom, i nic poza tym. Trwało to jakiś czas. Nawet nie szukałam nikogo. Czekałam, aż życie samo coś przyniesie i przyniosło.

Magda rzuciła Bartka. Ta wiadomość rozeszła się po firmie jak błyskawica. Wszyscy byli ogromnie zaskoczeni, bo przecież odbyły się zaręczyny, a Magda wybierała już sukienkę ślubną. W biurze aż huczało od plotek. Okazało się, że na wyjeździe służbowym Magda poznała Pawła. Zakochała się od pierwszego wejrzenia i rzuciła Bartka. Na mnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Nadal żyłam swoim życiem. Bartek sam stanął na mojej drodze. Spotkaliśmy się przypadkiem w pubie. Poszłam zwyczajnie na piwo, on też. Przysiadł się i zaczął rozmawiać. Opowiadał oczywiście o Magdzie, chyba chciał się wyżalić. Ja słuchałam i pocieszałam go. Umówiliśmy się na następne spotkanie. Potem na kolejne i jeszcze jedno. W końcu zostaliśmy parą. Na początku byłam naprawdę zakochana. Miły, czuły chłopak, ze złamanym sercem. Przystojny, elegancki, z dobrą posadą. Czego chcieć więcej. Myślałam, że wreszcie spotkałam tego jedynego. Dobrze nam się rozmawiało, jeździliśmy na wycieczki, spotykaliśmy się ze znajomymi. Wreszcie nie byłam sama.

Nie ukrywałam przed Magdą, że spotykam się z Bartkiem. Powiedziałam jej, bo nie chciałam niejasności i zgrzytów w pracy. Była zaskoczona. Poprosiła mnie o rozmowę w cztery oczy. Zgodziłam się. W tym samym pubie, w którym spotkałam Bartka, opowiedziała mi ich historię. Mówiła o tym, że na początku był cudowny, ale później zrobił się dziwny. Zaczął ją źle traktować. Z byle powodu wpadał w furię, wyzywał ją, przeklinał. Bała się, że kiedyś ją pobije. Na szczęście spotkała Pawła. Prosiła mnie bym była ostrożna i nie podejmowała pochopnych decyzji. Kazała dzwonić, gdyby coś mi zrobił. Powiedziała również, że Bartek nadal do niej wydzwania i mówi, że ją kocha, że chce wrócić.

Ja niestety nie potraktowałam jej słów poważnie. Myślałam, że jest zazdrosna i dlatego to wszystko opowiada. Zaczęłam jej unikać i w ogóle się z nią nie kontaktowałam. Dostałam awans, przeniosłam się do innego biura i z Magdą miałam spokój.

Sielanka z Bartkiem trwała rok. Wprawdzie często go nie było, bo wyjeżdżał na szkolenia, ale wydawało mi się, że go znam. Zaręczyliśmy się. Rozpoczęły się przygotowania do ślubu. Kilka tygodni przed tą niby najważniejszą dla nas datą, coś zaczęło się psuć. Bartek stał się nerwowy. Wszystko było źle. Wyzywał mnie od najgorszych, kiedy coś mu nie poszło. Znikał na całe wieczory, albo siedział w swoim warsztacie. Wolał spotkać się z kolegami, niż ze mną. Przyjaciółka poradziła mi, żebym odwołała ślub. Bała się, że będę bardzo żałowała.
Miała nosa. Powiedziałam Bartkowi, że odwołam wszystko jeśli tak będzie nadal. Płakał, przepraszał mnie. Uwierzyłam.

Z drugiej strony wstydziłam się co ludzie powiedzą, jeśli wesele się nie dobędzie. W szafie wisiała moja wymarzona suknia. Łudziłam się, że będzie dobrze, chociaż sama w to do końca nie wierzyłam. Jeszcze w dniu ślubu miałam wielkie wątpliwości. Chciałam uciec sprzed ołtarza, ale tego nie zrobiłam. Wstyd i chęć zadowolenia rodziny zwyciężyły. Pobraliśmy się.

Od tej daty minął rok, a ja nienawidzę swojego męża. Magda mówiła prawdę. Bartek jest okropny. Wyzywa mnie codziennie. Jestem głupia, ku.., dziwk….. Nie umiem nic zrobić. Źle gotuję, źle piorę, źle sprzątam. Traktuje mnie jak życiową niedojdę, a taka nie jestem. Nie sypiamy ze sobą w ogóle. On śpi w pokoju gościnnym na kanapie, ja w naszej sypialni. Całe wieczory siedzę sama w domu. Bartek udaje, że robi coś w garażu lub wychodzi z kolegami. Dobra jestem tylko wtedy, gdy są mu potrzebne pieniądze. Ostatnio dowiedziałam się również, że spotyka się z koleżanką ze studiów. Czytałam jego smsy. Pisał w nich np., że ją kocha. Własnej żonie tego nie mówi. Zapytałam co to znaczy. Powiedział, że nic, że bardzo ją lubi, że są przyjaciółmi. Zarówno ja, jak i mąż tej dziewczyny, zabroniliśmy im się więcej kontaktować. Mąż oczywiście ze łzami w oczach obiecywał, że nie będzie do niej pisał, ani dzwonił. Kłamał. Sprawdziłam jego bilingi. Nadal są w kontakcie. Nie wiem czy między nimi do czegoś doszło, mało mnie to już obchodzi. Poniżył mnie, traktował jak psa.

Postanowiłam odejść. Ostrzegali mnie, nie posłuchałam. Teraz płacę za błędy. Na szczęście nie mamy dzieci. Mogę więc zabrać meble i odejść. Tak właśnie zrobię. Nie mogę być dłużej z kimś kto mnie nie szanuje, okłamuje i traktuje gorzej niż psa. Złożyłam już pozew rozwodowy. Wyprowadzam się do rodziców. Tak kończy się głupia miłość, a raczej rozpaczliwe poszukiwanie miłości.

Jolina   
sty 06 2016 Niezła filozofia życia...
Komentarze (0)

Profesor filozofii stanął przed swymi studentami i położył przed sobą kilka przedmiotów. Kiedy zaczęły się zajęcia, wziął spory słoik po majonezie i wypełnił go po brzegi dużymi kamieniami. Potem zapytał studentów, czy ich zdaniem słój jest pełny, oni zaś potwierdzili. Wtedy profesor wziął pudełko żwiru, wsypał do słoika i lekko potrząsnął. Żwir oczywiście stoczył się w wolną przestrzeń między kamieniami. Profesor ponownie zapytał studentów, czy słoik jest pełny, a oni ze śmiechem przytaknęli.

Profesor wziął pudełko piasku i wsypał go, potrząsając słojem. W tej sposób piasek wypełnił pozostałą jeszcze wolną przestrzeń. Profesor powiedział:

Chciałbym, byście wiedzieli, że ten słój jest jak wasze życie.

KAMIENIE – to ważne rzeczy w życiu: wasza rodzina, partner, dzieci, zdrowie. Gdyby nie było wszystkiego innego, wasze życie i tak byłoby wypełnione.

ŻWIR – to inne, mniej ważne rzeczy: wasze mieszkanie, dom lub auto.

PIASEK – symbolizuje całkiem drobne rzeczy w życiu, w tym waszą ciężką pracę. Jeżeli najpierw wypełnicie słój piaskiem, nie będzie już miejsca na żwir, a tym bardziej na kamienie.

Tak jest też w życiu: jeśli poświęcicie całą waszą energię na drobne rzeczy, nie będziecie jej już mieli na rzeczy istotne. Dlatego dbajcie o rzeczy istotne- poświęcajcie czas waszym dzieciom, partnerowi, przyjaciołom, dbajcie o zdrowie. Zostanie wam jeszcze dość czasu na racę, dom, zabawę itd. Zważajcie przede wszystkim na duże kamienie – one są tym, co naprawdę się liczy. Reszta to piasek.



Po zajęciach jeden ze studentów wziął stój wypełniony po brzegi kamieniami, żwirem i piaskiem. Nawet sam profesor zgodził się, że słój jest pełny. Student bez problemu wlał do słoja butelkę piwa. Piwo wypełniło resztę przestrzeni – teraz słój był naprawdę pełen.


MORAŁ Z TEJ HISTORII...
NIE WAZNE,JAK BARDZO JEST WYPEŁNIONE WASZE ZYCIE,
ZAWSZE JEST JESZCZE MIEJSCE NA JEDNO PIWKO...


Jolina   
sty 06 2016 Żona na zakupach.
Komentarze (0)

Nigdy nie rozumiałem, dlaczego potrzeby seksualne mężczyzn tak bardzo odbiegają od potrzeb seksualnych kobiet. Wszystkie te gadki o Marsie i Wenus... Nigdy również nie rozumiałem, dlaczego tylko mężczyźni są w stanie myśleć racjonalnie...
W zeszłym tygodniu poszedłem z moja żona do łóżka. Zaczęliśmy się pod kołdra głaskać i dotykać. Byłem już gorący jak cholera i myślałem, ze Ona również ponieważ to, co robiliśmy miało jednoznacznie podłoże seksualne. Lecz właśnie w tym momencie rzekła do mnie:
- Posłuchaj, nie mam teraz ochoty się kochać, chce tylko, żebyś wziął mnie w ramiona, dobrze? Odpowiedziałem:
- Coooooooooo?
W odpowiedzi usłyszałem, no jak sadzicie, co? To przecież jasne:
- Ty po prostu nie zdajesz sobie sprawy z emocjonalnych potrzeb kobiet!
W końcu zrezygnowałem i skapitulowałem. Nie miąłem tej nocy seksu i tak zasnąłem...
Następnego dnia poszedłem z żona do Centrum Handlowego na zakupy. Patrzyłem na Nią, gdy przymierzała 3 piękne, ale bardzo drogie sukienki. Ponieważ nie mogła się zdecydować, powiedziałem Jej, żeby wzięła wszystkie trzy. Nie wierzyła własnym uszom i zmotywowane przez moje pełne wyrozumiałości słowa, stwierdziła, że do nowych sukienek potrzebuje przecież nowe buty, zresztą te, które na wystawie oznaczone były cena 600 złotych. Na to rzekłem, ze, oczywiście, ma racje. Następnie przechodziliśmy obok stoiska z biżuteria. Żona podeszła do wystawy i wróciła z diamentowa kolia.
Gdybyście mogli Ja widzieć! Była wniebowzięta!
Prawdopodobnie myślała, ze nagle zwariowałem, ale to było Jej w gruncie rzeczy obojętne. Sądzę, że zniszczyłem wszelkie schematy myślenia filozoficznego na których się do tej pory opierała, gdy po raz kolejny powiedziałem "tak" i dodałem "piękna kolia"...
Teraz była wręcz seksualnie podniecona. Ludzie/>
! Jej twarz wyrażała tyle uczuć, musielibyście to widzieć! W tym momencie powiedziała ze swoim najpiękniejszym uśmiechem:
- Chodź, pójdziemy do kasy zapłacić.
Trudno mi było nie wybuchnąć śmiechem, gdy Jej odpowiedziałem:
- Nie, kochanie, nie mam teraz ochoty tego wszystkiego kupować...
Jej twarz zbladła jak ściana, a jeszcze bardziej, gdy dodałem:
- Mam tylko ochotę na to, żebyś mnie wzięła w ramiona.
Gdy z wściekłości i nienawiści już prawie pękała, wbiłem ostatni gwoźdź:
-Ty po prostu nie zdajesz sobie sprawy z finansowych możliwości mężczyzn.



Jolina   
sty 06 2016 Pamietnik Michała.
Komentarze (0)
Poniedziałek
Wreszcie nauczyłem się korzystać z nocnika! Z tej okazji zjadłem pół pizzy tej co ją trzymałem pod łóżkiem przez pół roku.

Wtorek
Z pizzą było coś nie tak. Dzisiaj nocnik w ciągłym użyciu.

Środa
Z nocnika zaczęło się wylewać. Zapytałem mamę co robić. Kazała mi wymienić wodę. Wymieniłem. Starą wlałem do wanny.

Czwartek
Dzisiaj znów wymieniłem wodę. Stara do wanny a nowa prosto z wiadra na deszczówkę.

Piątek
Mama przypomniała mi że nie myłem się od trzech miesięcy. Wypraszam sobie! Przecież wczoraj wpadłem do szamba.

Sobota
Umyłem się. Najdziwniejsze że wanna była pełna soku cytrynowego i pływała w niej czekolada!

Niedziela
Jestem czysty i pachnący. We wtorek mama wychodzi ze szpitala.

Poniedziałek
Nie ma mamy. Wreszcie mogę pobawić się tak jak chcę. Poleje się benzyną i podpalę!

Wtorek
Zobaczyłem się z mamą. Lekarze mówią że mam poparzenie któregoś stopnia. Ciekawe co to znaczy?

Środa
Mama wyszła ze szpitala. Jestem sam. Nie licząc pani z biegunką. W sali unosi się przyjemny aromat. Lekarze wchodzą w maskach gazowych.

Czwartek
Szpitalne jedzenie nie jest takie złe. Dziwne tylko, że podają je w czymś o nazwie basen.

Piątek
Dziś ukradłem tej pani z biegunką basen. Wiedziałem że ma lepsze jedzenie niż ja!

Sobota
Niedługo wyjdę ze szpitala. Trochę mi żal tego jedzenia. Zwłaszcza że dzisiaj była podwójna porcja.

Niedziela
Dzisiaj znalazłem obok łóżka pilota. Nacisnąłem guziczek i łóżko zgięło się zgniatając mnie boleśnie. Kolejny tydzień w szpitalu.

Poniedziałek
Dziś upuściłem szklankę. Po podłodze rozsypały się szczątki. Wstałem by posprzątać. Zapomniałem że jestem boso. Niedługo zdejmą szwy.

Wtorek
Pożegnałem się ze wszystkimi. Zjadłem potrójną porcję obiadu. Przyszła mama. Jestem w domu.

Środa
Mama zabrała mi benzynę i zapałki. Na szczęście został mi denaturat i zapalniczki.

Czwartek
Mama każe zawsze próbować czegoś przed użyciem. Wypiłem trochę denaturatu. Padłem przed siebie. Niestety byłem oparty o barierkę na balkonie.

Piątek
Nic mi nie jest. Ostre kamienie złagodziły upadek. Niestety gdy wstałem potrącił mnie samochód. Prowadził go rzeźnik który mnie poskładał. Mama mnie nie poznała ale powiedziała że wyglądam o wiele lepiej.

Sobota
Z okazji wyjścia ze szpitala mama kupiła mi wspaniały prezent. Kotka! Ciekawe tylko dlaczego przyniosła go w pudełku po butach?

Niedziela
Już wiem o co chodziło z pudełkiem… To nie kot tylko pies!

Poniedziałek
Dzisiaj uczyłem Filemona (mojego psa) aportować. Rozumiem lenistwo ale żeby w ogóle się nie ruszać?

Wtorek
Musiałem pokazać Filemonowi jak się aportuje. Nie miałem frisbee więc użyłem talerza. Porcelana jednak nie lubi betonu… a usta porcelany.

Środa
Mama przejechała mi psa! Nic mu się jednak nie stało. Tylko trochę poszerzyła mu się pręga na grzbiecie.

Czwartek
Nie mogłem znaleźć Filemona. Mama poradziła żebym zajrzał do śmieci. Bingo!

Piątek
Mama spędziła cały dzień awanturując się z sąsiadem który wyrzucił Filemona do śmieci. Powiedział on że ten pies śmierdział. Chyba go wykąpie.

Sobota
Dzisiaj kąpałem Filemona. Czy to normalne że podczas kąpieli odpadło mu ucho?

Niedziela
Przygoda z kąpaniem nie skończyła się tak źle. Ucho udało się przyszyć. No a pralka do wymiany.


Jolina   
sty 06 2016 A kobiety gadają...gadają...
Komentarze (0)

Kobiety gadają, paplają, opowiadają. Później zapominają i znów to samo, paplają, opowiadają. Spotykają się i gadają przy kawie, na trawie, przy winie, papierosie, sosie. Na zakupach, w kafejkach, kolejkach, tramwajach, samochodach, schodach, domach, ogrodach. Wspierają się, popierają. Słuchają i zdania wymieniają. Rytuały powtarzają. Spotkanie, gadanie, opowiadanie, użalanie, wspieranie, popieranie, śmianie. I znów spotkanie, gadanie, opowiadanie, użalanie, wspieranie, popieranie, śmianie. Opowiadają o mężach, kochankach, dzieciach. Śmieciach, zakupach. O gotowaniu, praniu, sprzątaniu, a i czasem głębokie myśli się kłębią, bo przecież nie samym gotowaniem kobieta żyje. I o tym jak tyją gadają zawzięcie. Nie ważne tematy, nie ważne powody najważniejsze jest to że gadają. Gadają do siebie, o sobie, o innych. Rozmowy zaczynają niewinnie, po czym śmiechem je okraszają bo jak tu się nie śmiać, kiedy mój Warcisław taki zabawny, taki inny. A widziałaś co ona miała dziś na sobie? No ta z drugiego, ta która z Hanną pracuje. Wiesz, ta ruda? Jak na żółto tak mogła się ubrać, jak grubo wyglądała! Kaczka! A moja mała Zuzia dziś taka zabawna była! To słodkie, ojeje! Wczoraj super extra sukienkę w galerii dostałam. Rewelacja! A ten film widział? Jak to który? No ten gdzie ona z nim. No właśnie ten! Siła nasza w gadaniu.. Mężczyźni w tym się gubią. Nie znają drogi, plączą się. Nie rozumieją no bo jak i po co? Po co tyle gadać? Sto razy się umawiać jak raz powiedziane zostało. Powtarzać. Pleść, paplać, bzdurzyć. A my gadać będziemy!



Jolina